sobota, 18 września 2010

Gdybym miała drugie imię...


... brzmiałoby Osamotnienie.


Doznałam olśnienia. Wiem już czemu Krzyś jest jaki jest. Miałam go za dojżałego, przez to, że miał dzieciństwo gorsze nawet niż moje. Było to powodem mojego zdziwienia, gdy stawał się wredny. Teraz mogę uznać, że bardziej go rozumiem. On nie dorósł, i tyle. Nie wiem czy dam sobie radę będąc na dobrą sprawę jedyną w miarę dojżałą osobą w domu.


Myślę, że moja depresja nie minęła. Skrzętnie się schowała, i tylko w moich chwilach słabości wypełza, by dobić. Nie pójdę raczej do psychologa, bo pracuję. Nie wiem czy umiał by mi pomóc. Sama spróbuję wszystko przemyśleć, ułożyć jakoś w głowie. Wznieść lepsze zabezpiecznia co do chwil, w których Krzyś mnie rani. Być najlepszą mamą i nieco bardziej wartościową osobą. Być normalną w swojej nienormalności. Kto by podejżewał, że moim marzeniem będzie stać się właśnie taką? Choć niech będzie, to raczej źle ujęte. Chciałabym poczuć, że nie jestem chora, że w mojej głowie czuję się spokojna, nie zaszczuta, zdrowa. Nie wiem jak mogę to osiągnąć bez wsparcia osoby, do której właśnie teraz, mimo kolejnego zmarnowanego przy komputerze dnia, chcę sie przytulić i poczuć, że nie jestem sama.