niedziela, 30 listopada 2014

7 urodziny Adriana.

Ten dzień był bardzo długi. Rano nie miałam nawet siły myśleć o masie rzeczy, które musiałam zrobić przed przyjazdem Kasi. Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że będzie pamiętała, że jest jego chrzestną, ani tego, że to dziś Adrian ma urodziny, ale zostałam mile zaskoczona :) Rano byłam niewyspana i miałam zły humor, wszyscy na siebie krzyczeliśmy starając się zrobić jako taki porządek aż w końcu stanęłam na chwilę w spokoju i pomyślałam "tak nie może być", Wystarczyło, że uświadomiłam sobie, że wizyta Kasi nie jest najważniejsza - najbardziej istotne było, że ten dzień to urodziny mojego syna :) Pomogło. Kiedy ja się przestałam gorączkować wszystko się uspokoiło. Tak ładnie się ubrałam i pomalowałam, że nawet mój mąż patrzył na mnie z uznaniem. Cieszę się dzisiejszym dniem i chcę go zapamiętać. Nawet to, że czytam bardzo sympatyczną mangę z chłopczycą w roli głównej Koukou Debut (przywraca wspomnienia XD) oraz to, że słoneczkowy tort Adriana był ananasowy (zastanawiałam się nad tym od dnia wcześniejszego, kiedy go kupiliśmy). Poza tym zrobiłam duży porządek, dzięki któremu jutro może nie będę musiała jutro znów latać cały czas ze szmatą :p Co prawda muszę rano odprowadzić dzieci do szkoły i przedszkola, a później prawdopodobnie odebrać je z wózkiem, ale i tak myślę, że nie będzie tak źle.
Dziś doszłam do wniosku, że to nie do końca moja wina, że nie piszę. Nie sądzę żebym sie usprawiedliwiała mówiąc, że mam dużo obowiązków. Jest tak. Zajęcie się trójką dzieci wymaga wiele wysiłku, tak samo gotowanie i sprzątanie, więc nie dziwię się, że później mam za mało energii na tworzenie. Poza tym nie wystarczy, że robię te rzeczy - na samym okazywaniu rodzinie miłości traci się sporo kalorii (no i na zachowywaniu cierpliwości często też). Ale myślę, że się nie poddam :) Pewnie nigdy nie uda mi się skończyć tej książki, a co dopiero wydać i wypromować, ale chcę ją napisać. Albo "pisać" w formie czasownika niedokonanego. Przynajmniej dzięki temu mam o czym myśleć.
Trochę szkoda mi Kasi, bo nie wyglądała, jakby była szczęśliwa. Bardzo męczyła się ze swoim nadpobudliwym synkiem, z mężem także raczej się jej nie układa. Nie sądzę, że mogłabym jej jakoś pomóc, w końcu np dziś widziałyśmy się jakoś pierwszy raz od roku. Trochę nie spodobała mi się myśl, która mi wpadła do głowy, że cieszę się, że nie jestem na jej miejscu. A pomyślałam tak tylko przez to, że układa mi się z mężem jak nigdy i daję sobie radę z dziećmi i domem. Nie powinno mi to  w ogóle przychodzić na myśl, przecież zawsze wszystko może znów się posypać. Poza tym nie jestem do końca przekonana czy ze mną jest wszystko ok. Często krzyczę na Maję, kiedy kilka razy dziennie się obsiusiuje, albo kiedy mam ochotę coś rozwalić jak Adrian piąty raz z rzędu mimo tłumaczeń źle robi zadanie domowe. Najgorzej jest jak czasem pokłócę się z Krzysiem, bo zwykle automatycznie wywołuje to we mnie głęboką chandrę. Staram się, ale czasem to wszystko wydaje się takie miałkie i nudne. Myślę, że muszę się starać jeszcze bardziej, I tak będzie!