środa, 23 listopada 2011

Długo tu nie zaglądałam i tak szczerze nie wiem czemu robię to teraz.
Długo nie widziałam Jesse, martwię się o nią i szalenie tęsknie
Krzysiu jakoś tak oddalił się ode mnie. Ledwie o znoszę, bo siedzi już kilka tygodni na wypadkowym L4.
Dzieci jak to dzieci- świetnie je mieć, ale ma się czasem ochotę po prostu urwać im głowy.
Sporo pisałam, mam ponad 90str książki... zawsze mi się wydawało, że to mało, ale w sumie wielce rozdmuchiwane ,,Pamiętniki Wampirów" też mniej więcej tyle mają.
Chce do Jes, chcę gdzieś wyjechać, chcę odpocząc, chcę tylu rzeczy, których nie dostanę. Bo mam pecha. Bo na nie nie zapracowałam, bo nie ważne...
Ale najbardziej chcę znaleźć zwykłych podobnych sobie ludzi do jakże zwykłych rozmów..

piątek, 5 sierpnia 2011

Czy moja irytacja wobec Krzyśka może jeszcze wzrosnąć? To bencwał, naiwniak i głupiec. A do tego hipokryta.

sobota, 16 lipca 2011

Wszystko się powywracało, mój mąż zakochał się w innej kobiecie... To nawet dobrze, mam szansę się od niego uwolnić... Jeśli brać sprawę na rozum mogę się nawet cieszyć... Mimo to boli, bo nie wiem jak bez niego żyć. To nie jakieś głupie i patetyczne stwierdzenie, po prostu nie wiem. Prawie zawsze ze mną był, niewiele pamiętam z czasów sprzed niego. Chcąc nie chcąc ciężko mi przygotować się na tak permanentną zmianę w życiu. Jeśli zmieni zdanie i będzie chciał ze mną zostać, zapewne się zgodzę, ale wiem, że będziemy żyli później długo i nieszczęśliwie. I nie wiem jak przejść przymusowy odwyk od jego zapachu i tych wszystkich rozedrganych chwil... Jego zapach jest moim ulubionym gatunkiem narkotyku... Uzależnieniem. Przeżyję, ale będę tęskniła jak szalona, bo przez jego hormony właśnie mogę stwierdzić, że kocham go do szaleństwa... Nawet jeśli równie mocno go nie znoszę. Będę znów samotna... Bo ważne było że był, nie to jaki był. Zawsze gdzieś tam cieszyłam się, że jest.

Co dziwne właśnie teraz, gdy tak bardzo mnie zranił, traktuje mnie jak skarb. Pierwszy raz widzę u niego prawdziwe wyrzuty sumienia, którego posiadania tak strasznie się wyrzekał. Urocze, naiwne i dziecinne stworzenie, tak ja ja czasem... Słodziak, którego kocham. ALE
Właśnie przez to, że jest tak miły, czuję się jeszcze bardziej rozdarta...

To nie tak, że od razu przyjmuję ten jeden scenariusz, że zamieszka z nową kobietą... Może być różnie i jestem tego świadoma. Pewnie niepotrzebnie to przeżywam, ale co dziwne, na spokojnie. Tak na prawdę nawet jakoś specjalnie nie boli. Bywało dużo razy wiele gorzej. Znam sto różnych scenariuszy tej sytuacji, które mogą wcielić się w życie... Nie mogę tylko przewidzieć jak zwykle własnych zachowań, bo one są tak strasznie zależne od tak wielu błahych rzeczy... Ciekawe jak będę się czuła stojąc twarzą w twarz z nową wybranką Krzyśka. Założę się, że koszmarnie, bo zawsze czuję się przy innych gorsza. Od wewnątrz będę w rozsypce. Na zewnątrz wyjdę na głupią, czy coś... Interesujące jak ona będzie się czuła... Zbliżają się intrygujące czasy i wiecie co? CIESZĘ SIĘ TYM.

poniedziałek, 4 lipca 2011

:*

Jesse to poemat pochwalny dla ciebie, choć może niezbyt długi. Jesteś niezastąpiona. No i tak czy siak uprzedzając wypadki, jako, że z natury jestem głupia i czasem bezmózga, z góry przepraszam za wszystkie bezmózgie głupoty, które zapewne zrobię w przyszłości. Hehe, a tak serio, zdziwiłabyś się z jak wieloma osobami próbowałam rozmawiać na ten temat, na który ostatnio gadałyśmy (choć oczywiście można go rozwinąć) i nikt, podkreślam NIKT, choć to może wina otoczenia, nie doszedł to takich wniosków jak my omawiałyśmy. Ty pewnie spotkałaś podobnie myślące osoby, szczęściara... Kurcze następnym razem tak se myślę, że może wymyślę jakiś niezły wkręt... Tylko czemu o tym piszę, uprzedzając cię? Jestem niereformowalna. :P :*

piątek, 17 czerwca 2011

I have my little world.

Bzyk, cyk, pstryk i płonąca dusza,
Szuka, bawi się, szuka! To żywa sztuka!

Coś się porusza, coś się porusza,
Potok zawiera, serce zamiera.

I cieszy się! I szuka, i czeka.
Puk, stuk , mruk, tego tu nie ma!

W myślach tonie, tonie barw rzeka.
I w rękach chce ciszę utrzymać
I pstryk i wyje w mig uczuciowy kaleka
Bo ten spokój ucieka, sza!

I choć ten świat urzeka
To jego mistrz czeka i czeka.
Na innych, na spokój, na siłę, i myśli się zrzeka
Bo to samotna rzeka...
Bo to samotna rzeka...

Za głośno krzyczy cichutko,
Chodź tu, chodź tu powolutku...
Tylko idź szaaa, równiutko...
Bo wpadniesz, wpadniesz do łyżeczki smutku.

Hopsa, hopsa mam cię mam!
I zabawmy się w rozmowy,
Bo wiesz, jesteś wszystkim co mam,
Ty i ból ten szalony, groteskowy.

Umiesz unieść świat?
A światów dwadzieścia?
Mam świat, mam kwiat!
Mam w sobie kwiatów sto dwadzieścia!

Bzyk, cyk, pstryk i płonąca dusza,
Szuka, bawi się, i szuka!

wtorek, 14 czerwca 2011




Co myślicie o Paulinie w wydaniu fiolet? Może tu tego nie widać, ale w słońcu są jaskrawo-fioletowe

Jesse-chemiczka.

Jak trafiłam na te obrazek ni stąd ni zowąd pomyślałam o Jesse. Ciekawe czemu? Widzicie podobieństwo?

środa, 8 czerwca 2011

Pora wstać, Iskierko.

poniedziałek, 30 maja 2011

Różowe pomarańcze nie mają nóżek.

Spotkałam to zdanie  w ostatniej książce, spodobało mi się. Lubię dziwne rzeczy, ostatnio np. spodobał się styl emo, rysunki tego klimatu, i takie tam. Bawi mnie. A skoro coś mnie bawi to może jeszcze jest we mnie coś nie wykrzywionego przez cynizm. Ostatnio ciężej wszystko znoszę. Naprawę się czuję jakbym nie istniała dla świata. I chyba lepiej by było dla mnie gdyby na prawdę tak było. ,, Nie boję się śmierci tylko życia.'' A jedyne życie, które chciałabym mieć nie jest la mnie, ani nikogo dostępne. Wieczność, haha, rojenia schizofrenicznego umysłu, wywołane użalaniem się na sobą. Jakże łatwiej byłoby być tak po prostu świrniętą.

czwartek, 26 maja 2011

Porzucenie.

Nie boli wcale wydymany wiatrem brak
brak brak brak brak brak
kogoś kogo ceniłam bez wzajemności

Nie boli, mówię przecież, wcale
rzucenie gdzieś w nieważną dal
rzeczy zapomnianych.

Nabrzmiałe ceglaną duchotą ciśnienie
w tchu, nie jest moje, nie, wcale

Moje jest za to słodkie skażenie
bycia wiecznie niechcianą
i moje jest lodowacenie
na ten nędzny świat.

piątek, 20 maja 2011

Ostatnio nawet dobrze idzie mi pisanie. Dobija mnie tylko fakt, że nie znam nikogo, kto zechciałby przeczytać, co napisałam, żeby mnie nakierować i dać kilka rad. Dziś pomyślałam, że kupię se znów ołówki i będę rysowała np. sceny do książek. Choć sama nie wiem, to głupie, książka z obrazkami? Mogłabym okładkę zaprojektować, albo jeszcze coś innego. To tyle, dziś Krzyś odrobinę mniej grał, ale i tak wszystko wieczorem spaścił. Typowe. W poniedziałek musi wysłać swój lapek do W-wy do naprawy, hehe, nie będzie grania. Nie mogę się doczekać, i powiem szczerze, że w tym momencie jego że tak się wyrażę ból sprawia mi jakąś dziką i chorą przyjemność. Mam nadzieje, że mi tak nie zostanie. :D
W sumie miłe dni mam ostatnio. Oprócz tego, że z mojej sąsiadki zrobiła się furiatka, robiąca mi dziecinne haje o w pół do pierwszej w nocy na korytarzu. No i chora jestem. Praktycznie straciłam głos, tak mnie gardło boli. Ale znalazłam kilku znajomych na chacie, umilają mi czas rozmową. Krzysiu nadal gra, ale ogólnie jest odrobinę milszy, więc ok jest.

niedziela, 15 maja 2011

Ostatnio rozbawił mnie mój tata. Wspomniałam mu, że planujemy z Krzyśkiem rozwód, kilka dni potem zadzwonił i pytał się co u mnie. Powiedziałam, że jak zwykle, a on na to-,,jak zwykle, czyli chujowo?'' (tak to ujął), a ja, że no tak. Dopiero jakieś pół godziny później uświadomiłam sobie absurdalność tego pytania. Chyba mój tata nie sądził, że od czasu kiedy go nie widziałam Krzysiek przeszedł jakąś wewnętrzną transformację i stał się raptem super fajnym mężem i ojcem. Nawet ta myśl mnie bawiła, ale wiecie jak to jest, mam chyba wypaczone poczucie humoru. Już na sam zwrot ,,wewnętrzna przemiana, czy transformacja'' dostaje ataku chichotania. Dziwna jestem. Oczywiście cała tamta sytuacja miała miejsce jakiś tydzień temu, a od tego czasu Krzyś już zmienił zdanie co do rozwodu ( a to ponoć kobiety są zmienne). Chyba obleciał go strach, bo w końcu pewnie na zawołanie miałby jakieś głupie nastolatki z jego gry nostale. Kilka nawet pisało mu, że go kocha. Wierzycie, absurd totalny! W każdym razie chyba to do niego doszło. No i też to, że straciłby kobietę, która umie gotować, i tak dalej. Dziecinada. W sumie jestem teraz hipokrytką, bo zgodziłam się żeby nie było rozwodu. Jestem tchórzem, nie wiem czy dałabym radę znaleźć pracę, załatwić żłobek, przedszkole i takie tam. I jestem leniwa, nawet jeśli muszę go znosić, to zawsze mam czas na czytanie i pisanie. No i nie wiem czy umiałabym być sama, kto by mnie chciał? Dwoje dzieci, brak wykształcenia, koszmarny charakter, i ciało któremu już daleko do piękna. Jasne, tabun facetów by się znalazł, pewnie. Z nim jest bardzo źle, ale nie wiem, czy bez niego nie byłoby gorzej. Wybrałam mniejsze zło, bo dzieci też pewnie wolałby by mieszkać ze swoim tatą. A moje prywatne uczucia i rozterki się nie liczą. Wiem, manipulantka ze mnie. Takie życie. Dziwnie mi jakoś ze świadomością, że muszę być teraz taką hipokrytką, bo w końcu z natury jestem nazbyt szczera i otwarta. Pomaga mi świadomość, że jak już nie mam ochoty zabić mojego męża, a ten akurat szczególnie długo nie gra i ma dobry nastrój, to nawet teraz, po wszystkim co przeszłam z nim, umiem znaleźć w sobie ciepło dla niego. Ale tylko jak nie idzie to na zasadzie, że ja dam z siebie wszystko, a on nic. Dziwnie mi też, że nie mogę tak po prostu napisać do Jes, czy nie możemy się zobaczyć. Nawet jeśli spotykałyśmy się przez kilka godzin raz na pół roku, to kiedy się nudziłam, zawsze mogłam pomyśleć, że jeszcze trochę i się zobaczymy, żeby pogadać o tym co robimy jak zgubią nam się kapcie, lub takie tam. Że za tydzień, dwa, lub miesiąc wyjdę z domu i będę miała do kogo pojechać Nawet jeśli to tylko była namiastka tego, co było, a nie wróci, to mi pomagała. Nie piszę też już z Elhmim, kolejna ważna dla mnie osoba mniej. Przyrzekałam sobie, że nie będę się narzucała, i dotrzymuję tego słowa. Ale to niełatwe. Nie prędko znajdę kogoś podobnego do Jes, tak odmiennego ode mnie, jak i nie prędko znajdę osobę podobną do Elhmiego, która rozumiała, co znaczy mieć dużą wyobraźnię i artystyczną duszę ( na zwrot o artystycznej duszy też się w środku wzdrygam, bo artyści zawsze kojarzyli mi się z postaciami tragicznie groteskowymi, ale przyznaję, że czuję się jakbym takową duszę posiadała, nawet jeśli to błazeństwo). Bez obrazy dla artystów, jakby nie było podaje tylko mój punkt widzenia, który wyrobił się we mnie przez takie a nie inne życie. Kończę to pisanie, skoro pewnie i tak nikt tego nie przeczyta.

środa, 4 maja 2011

Dziwi mnie mój spokój. Jesse ma mnie dość, mąż chce mnie zostawić, dzieci chorują, z przyjacielem z daleka nie pisałam już z miesiąc, i tak dalej, i tak dalej. W sumie nie ważne. A ja zamknęłam się w sobie. Ja! Wierzycie? Chodzę nieco zamyślona, i myślę pesymistycznie o przyszłości, choć kiedyś byłam skrajną optymistką. Na razie wystarczają mi książki, anime i muzyka, ale dobija mnie, że jak się nudzę, nie mogę zadzwonić do znajomego i umówić się na kawę, żeby pogadać o pierdołach, bo nie mam znajomych. Ciekawe czy Jessie czasem tęskni  za mną? Zmieniłam się na gorsze i lepsze jednocześnie. Relatywizm kwitnie. Pewnie ona nie odczuje mocno mojego braku, ma znajomych na studiach, chłopaka, brata, i tak dalej. Sama nie wiem po co wałkuję ten temat. Może dlatego, że nie mam alternatyw. Choć zapewne jakieś by się wymyśliło. Pójdę do jakiejś podrzędnej pracy, zamiatać ulice, lub coś w tym stylu. Hura! Nienawidzę siebie, że się nie dostosowałam do normalnej kolei rzeczy; szkoła, studia, dobra praca, potem dzieci i małżeństwo. Ale ułożyło się jak się ułożyło... Nawet aż tak mnie to nie boli. Po prostu brak mi toważystwa. Kogokolwiek, kto zechciałby uszczknąć dla mnie trochę czasu. Mój domek z kart dawno się rozpadł, ale chyba nie zaszkodzi, jak spróbuję wybudować choć chatynkę. A nóż może jeszcze do czekoś się nadaję, nawet jeśli jestem życiową ciamajdą. Jestem chyba po prostu zrezygnowana., i tyle. Chyba czas na wizytę u psychologa, wiecie, choć dlatego, że poznałabym kogoś nowego.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Coś dawno nie pisałam... Sama nie wiem czemu. Czuję się jak duch... Oczywiście z rodzaju tych żałosnych i pozbawionych pewności siebie. Powoduje to nieustająca samotność, a także to, że mąż tak po prostu przez 95% wolnego czasu mnie olewa, by potem wieczorem, niby ze skruchą, która nic nie zmienia, łasić się do mnie jak pięciolatek. Boże, mam być jego niańką? Niby faceci to duże dzieci, ale ja tam przy nim tracę instynkt macierzyński (zachowuję go dla maluchów) i mam ochotę mu po prostu skręcić kark. Jak mam na niego reagować dobrze, kiedy cały dzień patrzę na jego sylwetkę przy laptopie, i rodzi się we mnie uczucie rżące jak kwas solny. Dzika mieszanka rozgoryczenia, osamotnienia, frustracji.... ale co to go obchodzi? Myśli, że za każdym razem mu przebaczę? No na prawdę, chyba tylko dzieci mogą myśleć w tak naiwny sposób...Litości. Mam tylko nadzieję, że go kiedyś w afekcie nie zamorduję... Chciałabym żeby doświadczył tego koszmarnego uczucia... Żebym mogła troszkę choć popatrzeć, jak ten mój kwas wyżera go od środka... Kto wie może wtedy by dorósł? Pewnie po kilku minutach takiej transcendencji emocji całował by mnie po stopach, że nadal go nie zamordowałam... Ależ oczywiście nigdy tego nie zrobię... ale człowieka czasem tak kusi :D

środa, 23 marca 2011

Znów będę pisała o sobie. Niestety. Ten blog stał się moim konfesjonałem.
Nie mogę przestać myśleć, ci by było gdyby...
Czuję, że to jakie miałam dzieciństwo położyło cień na całym moim życiu. Nie mogę przestać obwiniać przeszłości za to, że to przez nią teraz jestem i czuję się zerem.
Co do jednego jestem pewna- gdybym miała normalne dzieciństwo osiągnęłabym bardzo dużo.
Czuję się jak gwiazda, która spala się od środka, bo tak niewielu potrafi ją dostrzec.
Teraz mam nie tyle doła, co okres niemożliwości zapomnienia o swej słabości. Wiem, mamie jako dziecko nie mogłam i wręcz nie powinnam pomagać, ale cały czas myślę, że gdybym była lepsza, mogłabym ją  wyleczyć. Nie wiem czemu tak myślę. Patrze na to jak na odległe marzenie, że gdybym uczyniła ją szczęśliwą, to mogłabym wreszcie być dzieckiem, którym nigdy się nie czułam. Że może miałabym wtedy lepsze życie i wszystkie te piękne zabawki, o których tylko mogłam marzyć.
Czuje się parszywie, bo wiem, że mogłabym być lepszą mamą. Czemu nie mam siły by nią być? Jakby ktoś zakręcił we mnie kurek z energią życiową zostawiając jedynie cienki strumyk. Nie wiem czy obwiniać o to moje słabe ciało, czy całą tę apatię, która powstała tak dawno, dawno temu. Wszystko jest głupie. Pamiętam, że Jesse, kiedy byłyśmy w podstawówce, zawsze miała pokój pełen a to wycinanek, origami, lub obrazków i zdjęć wyciętych z gazet, i to w ręcznie robionych i ładnie ozdobionych kopertach. I myślałam, czemu ja nie umiem tyle robić? Czy to zwykłe lenistwo? Kreatywności mi nie brakowało, więc czemu? Tak wiem, nie było pieniędzy na kredki, a mama rozbijała po całym domu talerze i wrzeszczała, a to na mnie, a to na ojca. Do teraz pamiętam czasem, że w jej oczach, gdy wpadała w szał, było tak mało człowieka. Nie mam jej tego za złe, często ją nawet odwiedzam. Dorosłam i poradziłam sobie częściowo z tym wszystkim inteligencją i przemyśleniami. Tyle, że nadal jest we mnie dziecko, które niczego nie rozumie i się boi, nic nie widzi przez łzy. Wiem czemu podobają mi się tak bardzo porcelanowe lalki ( nie żebym była równie piękna). Bo mają taki wzrok, jaki miałam ja, gdy przestawałam płakać. Pewnie teraz też często taki mam. Życie się ze mną nie cacka. Nadal. A myślałam, że w kosmosie obowiązuje jakieś prawo głoszące, że przeżywa się nieco więcej szczęścia, niż tego drugiego. Gdy udaje mi się coś tak osiągnąć, to czasem czuję, że ta droga, która mnie do tego doprowadziła była długim, ciemnym szlakiem, obsianym kolcami, które zostawiają blizny.
Najgorsze jest, że cały czas gdzieś tam we mnie jest obraz tego, jak powinno być, a nie jest.

środa, 9 marca 2011

Zapomniałam o bardzo ważnej zasadzie. BLISKIE OSOBY ZAWSZE NAJBARDZIEJ RANIĄ. Miło, że pierwszy raz nie chodzi o mojego męża.

piątek, 4 marca 2011

Jestem wręcz niebotycznie zdumiona, jak ostatnio poprawiła się sytuacja mojego małżeństwa. Lgniemy do siebie z Krzysiem jak para nastolatków. Przez to jak dużo się wytęsniłam i wyczekałam za jego drobnymi pieszczotami  każdą z nich odczuwam jak pomnożoną razy dziesięć. I pasuje mi ten stan, mam nadzieję, że utrzyma się jak najdłużej... :)  Pierwszy raz myślę, że nasze życie ogólnie zmierza ku lepszym czasom.

czwartek, 3 marca 2011

A życie leci...

piątek, 25 lutego 2011

Moje życie nabrało ostatnio barw. Piszę własną książkę, i krótkie opowiadania, które zamieszczamy ze znajomymi na blogu;  http://meaimaginatio.blogspot.com/    Pisanie tych opowiadań jest na tyle trudne, że tworzymy je online. Siadamy i piszemy.  Nie mamy na to kilku dni, tak by pisać po jednym zdaniu. Piszemy pod wpływem chwili. Niedługo utworzymy własną stronkę z naszymi dziełami; prócz wspomnianych opowiadań, będą tam też wiersze, obrazy i rysunki, muzyka.
Cały  czas myślę tylko, czy kiedy napiszę książkę, komuś się ona spodoba. A jeśli się spodoba i uda mi się ją wydać to zastanawiam się jak zmieni się moje życie. Czy będzie mnie stać na normalne życie? Czy marzenia nic nie dadzą i będę musiała pół życia poświęcić na jakąś podrzędną pracę za grosze?  Nie wiedzieć czemu czuję lęk, że nic mi się nie uda. W końcu mogę liczyć jedynie na pomoc przyjaciela z daleka, którego nawet pewnie nie poznam w realu. Echs nie wiedzieć czemu, jakoś nic mi się nie chce.

czwartek, 17 lutego 2011







Głębia.

Wraz z odkrywaniem na nowo siebie, coraz bardziej nie lubię pewnej niepokornej części mojej osobowości. Przez nią zdarza mi się wszystko komplikować i psuć, bo jestem zbyt szczera. Zastanawiam się czemu powstała i doszłam do wniosku, że buntuje się, bo musiała tyle cierpieć. Mści się, że nikogo to nie obchodziło, bardziej w sumie na mnie samej niż innych.
Zaczynam dostrzegać swoją skomplikowaną naturę. Sprawia, że widzę samą siebie jako... hmmm... nieco magiczną, zmysłową i tajemniczą. I nawet jeśli otacza mnie bieda i bałagan, i jak wyglądam jak siedem nieszczęść, to nadal jest we mnie coś eleganckiego i pięknego.
Pierwszy raz też przekonałam się jak trudno mieć taką wyobraźnię jak moja; jakie ona może wywoływać implikacje w przyjaźni. Poczułam też, że nie o wszystkim muszę głośno mówić i wyjawiać wszystkich szczegółów. Myślę, że nie pokazując czegoś światu, zyskuje to jakąś nadwymiarowość, jak połączenie piękna i mądrości.
Cały czas zadziwiam samą siebie. Kiedy już myślę, że znam wszystkie swoje odsłony, raptem znajduje w sobie dziesiątki nieodkrytych płaszczyzn, sposobów myślenia i cech. Ich złożoność mnie oczarowuje i przeraża.
Czerpię też jakąś dziką przyjemność z tego, że Krzyś nie zna nawet połowy mojego wnętrza. To nieco złośliwe i pełne mściwości, że mimo iż on tego nie widzi, to jestem fajna.
Chcę też przeprosić pewną osobę z komplikacje, będę już grzeczna. 

środa, 16 lutego 2011

Nie wiedziałam, że pisanie książki może być dla mnie tak ekscytujące, niemalże podniecające. Uwielbiam kiedy porywa mnie wena, kiedy rzucam się w jej nurt. Myślę, że wreszcie w jakiś pokrętny sposób zbieram profity ze swojego nudnego życia- gdyby takie nie było zapewne nie potrafiłabym pisać w ten sposób, w który piszę. A podoba mi się. WOW!

piątek, 11 lutego 2011

Zaczynam powolutku odnajdywać siebie. Pomaga w mi w tym mój przyjaciel z daleka. Widzę drogę, ale nie wiem dokąd prowadzi, choć czuję, że powinnam nią podążać. Widzę ją więc wiem jak jest kręta. Jak wiele muszę jeszcze przejść. Z resztą słowo ,,droga'' nie do końca odpowiada temu co ma opisać. Muszę podążać jeszcze głębiej w mój ból i starać się go załatać prawie sama. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Chyba muszę też przestać nienawidzić siebie, ale nie umiem. To zbyt silnie karmione moją nieudolnością uczucie. Podsycane do tego przez Krzysia... Cóż kryjesz w sobie, moja przyszłość? Nie chce być egzystencjalną porażką, ale się tak czuję.
Zobaczyłam kiedyś słodką buzię strzygi,
W jej spojrzeniu kryły się złośliwe intrygi.
Zobaczyłam też oblicze smutnego anioła,
Którego oczy nigdy nie ujrzały kościoła.
Widziałam twarz tak smutną, że aż pustą,
I oczy tchnące niemożliwą wręcz rozpustą.

A to wszystko w lustrze...

poniedziałek, 7 lutego 2011

Spowiedź

Nic w moim życiu nie jest takie jak być powinno. J...ja chyba na prawdę wariuję. Popełniłam aż tyle błędów? Nienawidzę siebie. Jakieś najprostsze zagadnienia mi umykają, gdzieś się tracą. Nie myślę o niczym zbyt dokładnie, bo to i tak nie ważne, bo i tak to nic nie zmieni, bo i tak boli. Ja już chyba nic nie dostanę od życia. Na nic nie zasłużyłam. W niczym nie jestem dobra. Cały czas tylko odwracam swoją uwagę od kwestii tego co czuję, myślę i przeżywam. Czytam więcej niż kiedykolwiek, oglądam filmy, piszę, robię wszystko, żeby tylko uciec jak najdalej, żeby jak najdalej w tyle zostawić Paulinę Orłowską. Osobę, której nienawidzę, a która zawsze wraca, bo jest mną. Osobę, której brak konsekwencji. Osobę, która jest skrajną egoistką. Osobę, która popełniła aż tyle błędów, że nikt już nie bierze na serio jej bólu. Osobę, która z niczym sobie nie radzi, a przede wszystkim nie radzi sobie sama ze sobą. Osobę, która kiedyś uważała się za dobrą. Osobę tak zadufaną w sobie, która zawsze chciała o sobie myśleć jako o mądrzejszej i inteligentniejszej od innych, i przez to przeświadczenie popełniała błąd za błędem. Osobę, która udawała silniejszą niż kiedykolwiek będzie. Boże, jeśli jesteś, wybacz, że nie potrafię być wartościowa, tylko stwarzać takie pozory. Że nie jestem w niczym prawdziwa, że okłamuję całe życie samą siebie. Przepraszam Boże.

I proszę tylko, żebym już więcej nie musiała tracić. Nie chcę jeszcze bardziej zostać ukarana. Chcę powiedzieć, że najgorszą karą jest dla mnie bycie sobą, że budząc się codziennie jestem sobą, w największym koszmarze, jaki sama sobie stworzyłam. W jednym z gorszych scenariuszów mojego życia. Proszę...

czwartek, 3 lutego 2011

Nienawidzę świata za to, co potrafi zrobić takim osobom jak ja. Kolejna łza.

sobota, 29 stycznia 2011

Pierwsze oznaki tracenia zmysłów.

Nie ufam już sobie. Więcej, ja się samej siebie boję. Nie umiem zrozumieć własnej nieprzewidywalności. Już nawet nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Może to kolejny szczebel w drodze do pokoju bez drzwi. Jeśli nie jest się pewnym samego siebie...

W sumie nie powinnam się dziwić, że nie mam przyjaciół. Skoro nikt mnie nie chce znać, to chyba coś w tym jest. Może serio nic nie znaczę...

Może w końcu powinnam się poddać? Bez przyjaciół... Jestem samotna. Jakoś nikt nie zważa na to, że pękam, że ten chaos mnie pożera, że potrzebuję zainteresowania. Jeśli już nie mam możliwości być kochaną, to może niech mnie choć ktoś polubi...

Żeby tak ktoś poczuł siłę moich emocji...

czwartek, 20 stycznia 2011

Jes...

Powiem tylko, że bolało bardziej niż myślałam. Bardziej niż się domyślasz...

poniedziałek, 17 stycznia 2011

piątek, 14 stycznia 2011

Złe słowo

W ciszy szept, w ciszy dźwięk...
A w dźwięku jeszcze rozdźwięk,
Co myśli goni i rozdziela,
Chaos podziela, przedziela.
I dźwięczy, i dzwoni,
I w tej toni roztrwoni,
Twą pewność , twą moc,
I zgnije serca złoty owoc.

W duszy cisza,
A w ciszy strach...
Bla, bla,bla.

czwartek, 13 stycznia 2011

Jacy ludzie są dziwni... a może tylko Ja taka jestem? Mogłabym rozszarpać męża gołymi rękami, kiedy mnie rani kolejne razy, ale gdy już za bardzo i za długo boli, wszystko co złe ulatuje. Ważne, że choć przez chwilę poczuję jego ciepło, ten spokój, który wtedy czuję, sprawia, że staję się szczęśliwa, nieważne na ile czasu. Nie ważne, bo choć jakiś czas nie boli. Daleko nam do normalnego związku, ale rozumiem męża, rozumiem jego młodość. Może się doczekam by był na prawdę dobrym mężem. Wiem choć, że sam nigdy mnie nie zostawi, że jest mi wierny i bardzo dba o moje erotyczne potrzeby. To ważniejsze niż można sądzić, tyle na ten temat :P

Aha, dla wszystkich zainteresowanych: mam aktywną wreszcie komórkę!

Oprócz tego cały czas chodzę zmęczona, nie wysypiam się. Specjalnie czekam, aż ze zmęczenia zasypiam na stojąco, bo nie chce leżeć w łóżku przed zaśnięciem zbyt długo. Czuję się czasem jakby na te moje momenty przed zaśnięciem czyhały upiory, by rzucić mi z całej siły w twarz wszystkimi błędami. Nie mogę przez to spać, załamuję się i płaczę. Czuję się nic nie warta, mimo starań wystarczy jeden błąd i pogrążam się w rozpaczy. Dla mnie to dziwne, bo nigdy nie byłam osobą przesadnie obcującą ze swoim sumieniem. Może ono się zbuntowało, a może to depresja je spotęgowała. Nie wiem, chce być tylko wypoczęta.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Przepraszam.

I żałość wielka nastała, dla innych niewidoczna.

Boże, Jesse, aż tak się zakochałaś, że nawet nie czytałaś co pisałam. Nie myślałam, że to możliwe, byś Ty aż tak straciła dla kogoś głowę. Nie myślałam, że tak szybko zostanę zapomniana. Czuję się przez to przeźroczysta i nic nie warta. Nikt nie zawraca sobie mną głowy, bo i po co? Tak łatwo mnie zapomnieć... Boję się, że jeśli tak będzie nadal zapomnę sama o sobie i już nie pozostanie we mnie nic konstruktywnego. Staram się pisać książkę, ale wiecie co? Przy wszystkich dziełach, jakie czytałam, piszę coś w stylu ,,dziękuję, że wspomagało mnie tyle osób, bez nich ta książka nigdy by nie powstała". A ja co? Sama mam ją napisać? Bez żadnych inspiracji? Bez rozbudzania pokładów mojej kreatywności opiniami innych? Jak zwykle sama? Całe morza samotności, w których jedyną wyspą siły jest harówka bycia mamą? Super życie i super perspektywy, nie ma co. Obowiązki, długi, brak namiętności i uczucia w moim małżeństwie... Cudnie! Wprost cudnie! Nie wiem co będzie później skoro mam tylko 21 lat, aż się boję pomyśleć! A do tego jedyna osoba, która mnie na serio rozumiała nieco bardziej niż reszta, teraz pewnie myśli o mnie rzadko jako o ,,starej przyjaciółce". Skąd mam wziąć od tak sobie bratnie dusze, kiedy mam tyle innych rzeczy na głowie? Same problemy... Już nie wiem jak daje radę, tak bez wsparcia... Czuję się jakbym chodziła ze sztyletem w sercu. Te ostrze to brak pewności siebie, które zwykle się uzyskuję dzięki innym.
Boli... ale kiedy nie bolało? Może się przyzwyczaję... Ciekawe jak Jes zareaguje na ostatnie dwa posty, kiedy wreszcie je zauważy. Chcę od Ciebie szczerości Jesse. Czy może chcesz by nasza przyjaźń nie skruszyła się, nie zardzewiała tak, że będzie już nic nie warta? Czy wolisz by pozostało jak jest, bo jesteś zakochana i zajęta nauką? Jeśli to drugie, to wierz mi nie będę miała nic przeciw. Chce żebyś była szczęśliwa, nawet jeśli będę o tym wiedziała tylko z Twojego bloga. Nie chce być ciężarem dla nikogo. Ale chce wiedzieć, czy powinnam się przygotować psychicznie na Twój coraz większy brak? Już teraz ciężko nam bywało znaleść najgłupszy temat do rozmów, choć kiedyś bywało tak rzadziej, i nie miało to takiego znaczenia, bo widywałyśmy się częściej. Tylko proszę nie obrażaj się i nie zrozum mnie źle. Po prostu nie mam na nic siły, więc wszystko znoszę gorzej. Z powodu drobnostek płaczę, więc niech Ci nie będzie przykro, że może moje słowa brzmią nieco ostro... Wiesz, chciałabym wiedzieć jedno. Co miałaś ze mnie jako moja przyjaciółka, co Ci to dawało? Czy dawało cokolwiek? Czy nad wymyśleniem czegoś takiego musiałabyś zastanawiać się ponad pół godziny?

Niech ktokolwiek mi powie. Kim ja jestem?!