wtorek, 17 lipca 2012

Mikro-mini but the best :)

I z doła pomogło mi wyjść coś drobnego pod tytułem "anime is my life". Nie ma to jak maskotki na pulpit i tapety z ulubionych serii. Nie ma to jak twarz postaci, która dała ci wiele przemyśleń i ten dreszcz... podekscytowania graniczący czasem z ciężkim podjaraniem :p Nie ma to jak coś, co daje ci tak wiele radości i chwil przemyśleń za darmo. Dziękuję. Nikomu, ale to zawsze jakieś podziękowania. :) Powyżej postać z jednej z moich ulubionych produkcji anime, xxxHolic, czyli wiedźma Yuuko.
Nie lubię niepewności.

niedziela, 15 lipca 2012

Soczewka

Rozumieć kogoś, coś lub jakieś zjawisko wcale nie znaczy go akceptować. Rozumienie jest bezstronne, daje mi tylko kształt rzeczy, żebym mogła ją sobie wytłumaczyć. Nihiliści wszystko tłumaczą, aż do znużenia. Tak to już jest. Kiedy sobie coś wytłumaczę czuję nad tym władzę, a gdy czuję nad tym władzę nie może mnie to zranić. Szkoda, że tak ciężko wyjaśnić innym moje stanowisko, kiedy czuję to co oni ale myślę o tym z innego kąta widzenia, bo taka jestem. Nie czuję bym musiała się zmienić skoro znoszę rzeczywistość tysiąckrotnie lepiej niż wcześniej. Co mnie nie zabije... A spokój to dobry patent.
Chciałabym przesiedzieć z nią cały dzień zajadając łakocie, pijąc kawę, rozmawiając... Zawsze też się zastanawiałam, czy ma łaskotki, bo nie pamiętam czy miałam okazję to sprawdzić. Tylko czemu kurczaczki musi być taka atrakcyjna? Cholera by wzięła moją zbzikowaną biseksualną naturę! To może ją tylko odstraszyć! Cholera! Ale ciekawe czy jak bym ją połaskotała toby się wkurzyła? Jak wyobrażam sobie jej minę to wyskakuje mi gęsia skórka.
Pan hipokryta, czyli mój mąż, zapytał czy idziemy jutro do kina... Ja mam ochotę go ubić, a on robi podchody. Jezzzz, jak szuka tyglodyty to niech w lustro spojrzy. Gdyby było coś takiego jak aspargeryzm romantyczny to nieźle by pasował.

sobota, 14 lipca 2012

Dynamo wsteczne

Nienawidzić, czy kochać?


A świstak siedzi i zawija je w te sreberka...
 

A może jednocześnie oba? A może zwariować?
A może, a może, a może.

Bylebym mogła ją zachować. Z niej dla Ciebie nigdy nie zrezygnuję.

czwartek, 12 lipca 2012

c.d. Noir

Bo przecież pierwszym, co robi, po powrocie z roboty jest wypytanie mnie dokładnie co takiego zrobiłam. Następnie umniejszanie wysiłku (bo przecież np. pralka sama pierze, zapomina jeszcze o wieszaniu, zbieraniu, układaniu i segregowaniu) i kłótnia o to, że jestem leniem. I sprawdzanie historii internetu, czy przypadkiem przy śniadaniu nie siedziałam za długo przy komputerze. I tak dalej i tak dalej. Nie, już szczęśliwie cię nie kocham. Nikt nie potrafiłby aż tak dobrze jak ty dobić tak intensywnego niegdyś uczucia. Już nawet nie ma znaczenia, że po odejściu i możliwym znalezieniu kogoś innego oddałabym zapewne swoje ciało komuś kto nie jest nim. A to było moje marzenie...
A jutro kiedy łaskawie mnie przytulisz, a ja się nie odsunę, żeby cię nie urazić i żebyś mi nie odebrał tych ochłapów szczęścia w postaci internetu i innych pierdół, kiedy będzie przez chwilę mnie odrzucało, kiedy poczuje strach, dojdzie do mnie twój zapach, który jak lidokaina uśmierzy ból, znów pomyślę, że przesadziłam z reakcją. I znów pomyślę, że cię kocham. A potem znów zabijesz to uczucie, i znów i znów... Tak, moja "miłość" ewoluowała przy tobie w jakąś nędzną odmianę feniksa. Odradza się z popiołów, karmi się twoim zapachem, i umiera. To nawet zabawne, prawda? Buhhahahhahahahhaahhaaaaaa!

Noir.

Nęka mnie nieprzyjemna myśl, która działa na ogólnie zły nastrój przeciwnie do balsamu. Czy on blokuje moje umiejętności w pisaniu?
Po co pytam, jak wiem, że tak. Żyję w cholernym stresie. Sprzątam i gotuje ze strachem, czy jak przyjdzie znów będzie marudził, że za mało pracuję, że na nim pasożytuję. Nigdy mu nie wystarcza. Nigdy nie robię dość dużo. Brzuch mnie boli odkąd wstaję na myśl, że znów będzie się krzywił i mścił w każdy możliwy sposób. Na przykład starając się wykorzystać cały transfer z netu, żebym tylko ja nie mogła do niego siadać.
Teraz się mści na zapas, bo w sobotę jadę do Jes. Pół dnia wypytuje kiedy pojadę i kiedy wrócę, i niech nie myślę, że będę mogła wziąć ze sobą komórkę. Myślałby kto, że jadę nie wiadomo co robić, a ja przecież jadę tylko do bliskiej mi osoby.

Odejdę. Dojrzewa to we mnie powoli, ale nieubłaganie.
Szczerze, boję się szukania pracy, pracowania, samotnego macierzyństwa, nienawiści Krzyśka, zamartwiania się o pieniądze, przedszkola i tak dalej. Obecnie najbardziej czekam, kiedy przestanę bać się nowości bardziej niż pozostania z nim. O ile w ogóle tak będzie. Bardzo długo pielęgnowano we mnie poczucie niemocy rozpleniające się na każdy aspekt mojego życia. Nie wiem czy miałabym w sobie chęć by przetrwać. Chciałabym żeby wreszcie spotkało mnie coś miłego, co nie byłoby krótko-mikro-terminowym  objadaniem się słodyczami. Kiedy czegoś chcę to mogę przenieść góry, ale zwykle jestem pogrążona w przygnębieniu i apatii. Tak się do tych uczuć przyzwyczaiłam, że nie wiem, czy kiedykolwiek się z tego wyleczę. Czasem nawet oddychać mi się nie chce. Czasem płaczę, ale nie chce mi się produkować łez. Wtedy topię się w tym smolistym bajorze negatywnych uczuć. A kiedy już się utopię nie czuję nic, i jest w tym ulga oparta nie na uczuciu, ale na pamięci o uczuciu. Wtedy łatwo idzie mi sprzątanie, jest uspokajające. Za to ani trochę nie idzie mi tworzenie. To nawet logiczne- brak koloru to biel, a z bieli ciężko wydobyć tęczę. Z czegoś martwego nie może urodzić się życie. To normalne, logiczne, racjonalne. Tak już po prostu jest. Wytłumaczyłam to sobie. Jasno i klarownie. Postawiłam przed swoją twarzą maskę-lustro, odbijające prawdę. A odbiciem prawdy jest kłamstwo. Jakże nisko się stoczyłam, ja, która zawsze była szczera aż do granic? O ile niżej jeszcze mogę się stoczyć?

sobota, 7 lipca 2012

Pisanie książki to ciężka praca... Czasem tracę motywację i nadzieję, że dam radę ją wydać, choć to moje największe życiowe marzenie. Ważniejsze niż uwolnienie się od męża... Ważniejsze od wielu rzeczy, jako że wpasuje się w spojrzenie Horacego na śmierć... Choć troszkę, żeby inni poznali mnie choć troszkę.

czwartek, 5 lipca 2012

Z gęby w gębę... Napad form.

Tęsknię za ciepłem. Nie mogę z tym walczyć tylko dlatego, że nie cierpię ludzko- schematycznych zachowań jako nudnych i nieoryginalnych, a przede wszystko słabych. To z mojej strony idiotyczne. Ale jest też idiotycznym przypominanie sobie tego wtedy, gdy nie mogę tej potrzeby zaspokoić.
Więc oto moja porcja schematycznego mędzenia na dziś;
To boli, że nie dostałam z powrotem od niego choć połowy moich starań, choć powinnam po sprawiedliwości dostać jak nie tyle samo, to więcej z racji "miłości". Boli. Boli. Boli. Zimno mi. Nie chce być samotna. Boli. I to chyba dobrze- znaczy, że jestem człowiekiem. Ale nic nie zmienia. Czy kiedyś w moim życiu zyskam trochę szczęścia? Z deszczu pod rynnę, z rynny do szamba... Miło by było oczyścić się ciepłem. Dlaczego nie byłam na tyle silną, by znosić to, nie robiąc z siebie cynicznej suki?

wtorek, 3 lipca 2012

Yume (jap. marzenie)

Nie ma źle. Z czasem człowiek jednak mądrzeje. A może staje się mniej głupi? Nie... to byłaby przesada XD
Mam nadzieje, że dam radę ułożyć swoje życie nieco lepiej, niż jest. Tylko nie wiem, czy ból normalny przy takowych zmianach, będzie dla mnie do wytrzymania. Co innego mieć umiejętność znoszenia pewnego specyficznego rodzaju bólu osoby, na której skupia się przemoc jako taka, niż stanięcie twarzą w twarz na niepewnym gruncie pozornie temu samemu... Czuję, że nie potrafiłabym dać rady. Nie teraz. Za długo wikłałam się we własne, stworzone przez siebie schematy, pomagające mi wytrzymać, bym teraz od tak z nich wyszła.