wtorek, 29 czerwca 2010

Trwanie

Wiruję w nieokreśloności
Czuję obrazy
Uśmiech przestaje być tylko uśmiechem
Nieme przebłyski duszy bardziej ranią niż określają
Formę istoty, spójność ochłapów
Czy to dziki taniec?
Czy imaginacja odrętwiałego ciała?
Nadinterpretuję?
Czy odkrywam miriady galaktyk ułamka całości?

czwartek, 24 czerwca 2010

Uśmiech jest tak ulotny...

Siedzę sama. Dzieci cicho śpią. Swędzi mnie ugryzienie komara, a szum komputera wzmaga ból głowy. Dobry nastrój gdzieś się ulatnia. Myślę o przyjacielach, których nie mam. To znaczy, jest Jes, ale czasem się czuję jakby jej nie było, bo tak mało się widujemy. Nieważne. Może mam z braku laku jak 5-latka wyimaginować sobie jakiś przyjaciół. Oni byliby przynajmniej przy mnie wtedy gdybym ich potrzebowała.
Wiem czemu nie potrafię się na dłużej wziąć w garść. Potrzebuję odpoczynku. Od dzieci. Żeby choć przez jeden dzień móc znów poczuć się rozluźniona, bez obowiązków na głowie. Żeby móc poprzebywać z tobą, kochanie, sam na sam. Żebyśmy oboje mogli się koncentować wyłącznie na sobie. Dzwignęliśmy się z kryzysu. Oboje nie dawaliśmy rady sprostać obowiązkom, byliśmy za słabi. Teraz nie tyle sytuacja się zmieniła, co po prostu jesteśmy silniejsi, i potrafimy dotrzeć do siebie. Czuję, że nasze uczucie odżywa. To daje mi więcej sił. Nie mogę się doczekać kiedy wrócisz z pracy. Eh, serio, skarbie, gdybyśmy czasem mogli odpocząć od naszych maleństw...

Jak na próżną kobietę przystało, mam ogólnie dobry humor, bo dziś znajoma z ciuszka robi wyprzedarz ubrań. Załapałam się na dwie pary świetnych spodni, śliczną czarną a la gorsetową bluzkę i sweterek w kolorze przytłumionego różu. :). Mam przynajmniej większą motywację do schudnięcia :P. Szkoda, że nie mam z kim tak po prostu poplotkować, pogderać, czy pogadać o głupotach.

wtorek, 22 czerwca 2010

Krzysiu...

W niebie brak wszystkich interesujących ludzi./ Fryderyk Nietzsche
Nie ma zjawisk moralnych- istnieje tylko moralna interpretacja zjawisk./ F. Nietzsche

Czemu nadal jesteśmy razem, skarbie?

Kiedy zaczynamy ze sobą miło spędzać czas, kiedy jesteś czuły i spragniony, w moim wnętrzu odbywa się burza myśli. Pierwszopoziomowa myśl mówi: wreszcie koniec nudy, cóż za ulga. Następna się zastanawia, czy aby napewno? Trzeciopoziomowa myśl ripostuje- ,,wiesz, że przy nim prawie nigdy dobrze się nie bawisz". Owszem, jest możliwość, bym była przy tobię szczęśliwa. Ale ona nie zaistnieje. Najpierw te wszystkie rany piekące moje wnętrze musiałyby się zagoić. Musiałabym znów ci zaufać. Nie stanie się tak, zbyt dobrze cię znam. Skoro nie interesuje ci moje szczęście, moje uczucia, i co najważniejsze- moja dusza, którą sponiewierałeś, to nie wiem czy ten związek ma rację bytu.
A jednak niczego tak nie pragnę, jak móc cię kochać bez bólu. Jesteś dla mnie najważniejszy; jesteś moją częścią, bez której mi mimo wszystko źle.
Wiem nawet jak byś zareagował, na treść tego wpisu- obraziłbyś się, byłbyś zły, przeganiałbyś mnie przy każdej próbie rozmowy. Źle to o tobie świadczy, ale nie chcę pisać czemu, sam dobrze wiesz. Jesteś jak pięciolatek. Czy ty umiesz myśleć? Tak wogóle? Nic przecież nie rozumiesz. To nie jakieś gniewne słowa, tylko po prostu stwierdzenie faktu.

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Osobowość

Może wiem najlepiej dlaczego tylko człowiek potrafi się śmiać: tylko on cierpi tak bardzo, że musiał wymyślić coś takiego jak śmiech. /Fryderyk Nietzsche
Często się zastanawiam, jak to jest, że przy innych tak dużo się śmieję. W domu, lub gdy nikt nie patrzy, ciężko by było zastać na mojej twarzy choćby cień uśmiechu. Nie czuję jakbym robiła dobrą minę do złej gry. Sądzę raczej, że to bardziej kwestia osobowości- jestem osobą, która gdy się śmieje, chce się śmiać całym sobą, żeby zatrzymać w sobie na dłużej istotę i kształt radości. Tak samo gdy cierpię, cierpię cała.
Za pięć dni wypada rocznica mojego ślubu z Krzysiem. Nie wiem czy chcę ją świętować. Nie wiem, czy umiałabym się z niej kiedyś cieszyć. Nie lubię mojego męża. Nie cierpię jego charakteru. Mimo to, zależy mi na nim i jego szczęściu. I chciałabym być częścią jego życia. Podziurawił moją duszę tak, że przypomina ser szwajcarski, zupełnie jak wcześniej moja mama. Nienawidzę tego, że mam w sobie tak duzo empatii do niego, i do innych osób, które mnie ranią. To ja wychodzę na tym najgorzej. Nie potrafię nienawidzić.

wtorek, 8 czerwca 2010

Człowiek to okrutna pomyłka wszechświata

Ilu, według innych, normalnych ludzi, było niespełna rozumu? Jaka jest definicja normalności, a jaka szaleństwa? A jaka depresji? Czy choćby dekadencji? Myślę jaka jest moja definicja. Po co żyć skoro jestem marnym efektem pomyłki ewolucji? Wszystko czym jestem zostanie zapomniane, tak po prostu umrze. Nawet częściowo zapamiętane cześci mojej osobowości nigdy nie ukarzą orginału. Wszystko uleci. Zniknie. Dusza? Jaka dusza? Ta która żyje, gdy ciało się rozkłada? I co to niby za dusza? Dyrdymały. Skoro nic nie pamiętamy sprzed narodzin, skoro ulatuje osobowość, cała tożsamość, zdobyte doświadczenie i wiedza, to posiadanie duszy się po prostu nie opłaca. Tracimy wszystko nawet o tym nie wiedząc. Po prostu przestajemy istnieć. Całkowicie.

I myślę jakie to okrutne. Staramy się, wykonujemy obowiązki, płaczemy, śmiejemy się, myślimy.


Trzeba mieć siłę by żyć patrząc śmierci i nieisnieniu w oczy, które są coraz bliżej i bliżej. Między narodzinami a śmiercią bardziej nas dręczy niż pomaga nasza inteligencja, wyobraźnia, myśli, czyli ogólnie wszystko to co odróżnia nas od zwierząt, które w końcowym rozrachunku i tak są często lepsze. Po co to wszystko? Jeśli jest bóg to jest najgorszym sadystą.


poniedziałek, 7 czerwca 2010

Melancholia to dziś moja najlepsza przyjaciółka..

... i jedyna w miarę możliwości obecna w moim życiu.
To nie był miły długi week end. Krzysiu sie więcej mną interesował, ale ja cały czas zazdrościłam sąsiadce. Codziennie gdzieś jeździli do znajomych, mieli ognisko, świetnie się bawili. A ja? Jak zwykle mogłam się tylko przyglądać. I niech nikt mi nie mówi, że to przez dzieci czy coś. Oni tez mają córkę. Mam kompletnie dość tej nudy. Krzysiu zwala wszystko na brak pieniędzy... Gówno prawda. Nawet jak je mieliśmy było zawsze tak samo.
Kończę dzięki słodkiemu całusowi od mojego męża, który ma zamiar pomóc mi sprzątać... wow.