WCZORAJ
Przez drzwi wychodzi nadzieja,
Ja płaczę.
Przez drzwi odchodzi spokój,
Ja łkam.
Przez drzwi odchodzi szczęście,
Ja chlipię.
DZISIAJ
Przez drzwi odchodzi nadzieja,
Ja patrzę, ze smutkiem.
Przez drzwi odchodzi spokój,
Wzdycham tylko.
Przez drzwi odchodzi szczęście,
Podnoszę się i idę z podniesionym czołem.
...
Nie jestem kamieniem. Nie jestem ani za silna, ani szczególnie spokojna, czy cierpliwa. Nie mam żadnej niezwykłej cechy. Ból ostatnio, pozbawiony większości swego pokarmu, żeruje na mojej samoocenie. Ja się mogę, owszem, poszamotać, pokrzyczeć i płakać pół dnia, ale nic to nie daje, nic się w moim życiu nie zmienia. Nadal nie jestem dla nikogo najważniejsza, ale staram sie być ważna dla samej siebie, przez wzgląd na innych. To tylko trochę inny punkt widzenia, ale pomaga żyć w świecie, który cię rani.
W pracy odcięłam sobie koniec środkowego palca lewej ręki. Myślałam, że on mnie wesprze, będzie przy mnie, da ciepło. Nie dał. Płakałam, nadal płaczę, ale ciszej. Widział jak w nocy po założeniu szwów nie spałam, i z bólu się wiłam, a następnego dnia nakrzyczał, że nie chce nic zrobić w domu, że się lenię. Nienawidzę tej niesprawiedliwości. Nie chce być z kimś, kto się o mnie nie troszczy, nie daje powodów do radości, wręcz przeciwnie. Eh... przynajmniej palec mniej boli.