Po maturach. Nie było tak źle. Przynajmniej udowodniłam samej sobie, że byłam zdolna przez nie przebrnąć sama. Bo normalnie osoby, które zaocznie chcą zdać maturę wywalają kupę kasy na kursy- ja dałam radę sama. Przy dzieciach, sprzątaniu i problemach z mężem.
Zgłosiłam przemoc w rodzinie do odpowiedniego ośrodka. Dałam radę, ale nie wiem, czy umiałabym jeszcze raz przez to przejść. Na Krzyśka podziałało to jak silny kopniak. Przyśpieszony kurs dorastania, który ja przeszłam już przy pierwszej ciąży. Mam przez niego mętlik w głowie- szczególnie dlatego, że nadal zachowuje się jakby chciał mnie zachować tylko dla siebie, jako swoją własność, nie partnerkę. Denerwuje mnie jego wysoki poziom libido- chciałby co chwilę to ze mną robić, kiedy ja najpierw chciałabym by wszytko się unormowało, bo robienie tego w takiej sytuacji jak teraz jest dla mnie bolesne i zakrawa na hipokryzję. Ale udaję, że chcę, bo nie mogę inaczej, bo zaraz dopadają mnie wyrzuty sumienia, że nawet do tego się nie nadaję, że tyle złego mu zrobiłam, a nie chcę mu się oddawać. Książkowy przykład manipulacji w takich sprawach- wzbudzanie poczucia winy. Dajcie mi ludzie spokój- po co mi ta cholerna inteligencja i wiedza w takich sprawach, skoro na niego to nie działa. Czuję się nieco rozdarta wewnętrznie, ale staram się utrzymać na powierzchni.
Jeśli na prawdę nie postara się o zmianę swojego nastawienia, to wiem, że dam radę mu się przeciwstawić. Udowodniłam to sobie zgłoszeniem się do ośrodka. Musze do niego jakoś przemówić, bo aż rzygać mi się chce przez jego niedojrzały sposób załatwiania spraw. Po dziurki w nosie go mam. Jego nagabywania, że nie powinnam mieć przyjaciół- znaczy, oczywiście posiadać ich mogę, jak najbardziej, on mi w żaden sposób nie zabrania. Pierd*&^%% o szopenie. Mogę? To dlaczego ciężko mu uszczęśliwić mnie dając mi spędzić dzień z Jesse. Potrzebuje jej i rozmów z nią. Uszczęśliwia mnie. Ale on wtedy jest pokrzywdzony bo musi sam siedzieć w domu- zabić bym go mogła. Tyle razy mnie olewał, ignorował i miał kompletnie gdzieś, a teraz wielce cały czas by ze mną spędzał- to kur(*&^ mógłby się bardziej postarać i nie sprowadzać wspólnie spędzanych chwil jedynie do erotycznych lub spędzonych przy Herosach. Co z tego, że to fajna gra, skoro po całym dniu wszystko może się zbrzydnąć. Tak ciężko użyć mu szarych komórek? Nie jest głupi, mógłby zgodzić się lub choć spróbować tego wszystkiego co mu proponuje. Np, stepmania, filmy, wspólne pisanie, anime, origami lub cokolwiek w tym stylu. Cokolwiek, tylko niech nie mam tego uczucia, że to znów tylko chwilowe. Dlaczego nie możesz mieć Krzysiu choć troszkę więcej wyobraźni, lub umiejętności czytania między wierszami...
Do tego zabronił mi kontaktowania się ze znajomymi przez gg. Rani mnie tym. Chcę zdobyć wreszcie przyjaciół. I nawet jeśli takich znalazłam (uśmiech do kinglanda, ah gomen patryka) to nie mogę rozwijać tych więzi. Ale jeśli chce z nim o tym porozmawiać poważnie, to zaraz się obraża i mówi coś w stylu- "Jak tak bardzo chcesz się rozwieść to droga wolna.".
Niech mu będzie. Jak nie uda mi się z nim pogadać normalnie, na poziomie wyższym niż jego zwyczajowe zachowanie, to na prawdę go rozsmaruję po ścianie. Bo dojrzałość nie oznacza, że nie można się na kogoś wkurzać. Można. Ale białej gorączki dostaje wtedy, kiedy moje starania odbijają się od niego jak groch od ściany. Skoro zadecydował się ze mną być, to niech będzie tej decyzji oddany. Bo mnie już aż tak nie zależy. Gdyby nie on już teraz mieszkałabym sama z dziećmi w domu samotnej matki- i byłoby mi lepiej.
To nadal boli... Tak strasznie boli... Nie sądziłam, że w moim wnętrzu zachowało się jeszcze jakieś paliwo dla bólu, albo to ten ból przeszedł metamorfozę i potrafi płonąć mimo wszystko?
Byleby nadal utrzymać się na powierzchni i robić to w swój sposób, nie zatracając indywidualności. Będę nadal walczyła.