Pamiętam, że jako dziecko byłam w pewien sposób upośledzona emocjonalnie - uczucia przychodziły mi z trudem, nie rozumiałam ich. Byłam trochę pusta i jakby zbyt wyrachowana jak na dziecko. Okres dojrzewania stał się dla mnie szokiem, bo wtedy emocje nagle eksplodują, są intensywniejsze, co w połączeniu z życiem z matką często sprawiało, że się wyłączałam. Nie radziłam sobie też, gdy mieszało się za dużo ich rodzai. Mąciły mi w głowie. Myślałam, że już zawsze w pewien sposób pozostanę wybrakowana pod tym względem.
Teraz minęło wiele lat (w moim mniemaniu) i wszystko jest jakieś inne. Mąż mnie kocha, nie rani jak kiedyś. Każdego dnia dziękuję za to, że mam w łóżku kogoś, do kogo mogę się przytulić i po prostu czuć się dobrze. Przyzwyczaiłam się do posiadania dzieci, tak, że Aleks jest już samym szczęściem, bo wiem, co i jak. Nagle ja, emocjonalna kaleka, potrafi uśmiechnąć się ze szczęścia, kiedy przy sprzątaniu napotyka skrawek papieru z nabazgranym przez Maję niezgrabnym kwiatkiem.
Ładne to :)
OdpowiedzUsuń