czwartek, 11 kwietnia 2013

Szczęście.

Dziwię się tak wielu osobom, że na prawdę potrzebują problemów. Nie mówię, że nie jest to potrzebne, ale lepiej chyba skupiać się na pozytywnych aspektach życia. Przykro mi, gdy kobieta, która ma dobrego narzeczonego, pracę, wiedzę i przyjaciół pisze, że wolałaby zniknąć. To trochę jak unieszczęśliwianie się na siłę. Wiadomo, że takie ciemne myśli przychodzą same, nie można ich powstrzymać, ale jednak... A gdyby na prawdę zniknęła pewnie, zaglądając tu jako duch, zdziwiłaby się, że niektóre przypadki żałoby ślęczą nad ludźmi do końca życia. Ulgą byłoby dla mnie, gdybym wiedziała, że tego rodzaju myśli znikną z jej głowy, że nie będą psuły nocy, ani osiadały na jej nastroju tak intensywnie. Szkoda, bo wiem, że zapewne tak nie będzie, że może czasem zapomni się nimi męczyć, że może będą cichły... Co je sprowadza? Cóż domyślam się, że to kwestie atmosfery w jej domowym, codziennym życiu i innych takich. Może zmieni się to, gdy zobaczy jak to dobrze być na swoim.

Taka ja z tej perspektywy powinna być wiecznie zdołowaną kobietą. Powodów do tego wiele... Ale wiecie, jestem szczęśliwa. Ilekroć przytuli mnie mąż, ilekroć pośmieję się z dziećmi... Owszem, życie daje w kość, ale doszłam do wniosku, że szczęście to po prostu punkt widzenia. Wszystko jest relatywne. Miewam złe dni, albo jeszcze gorsze, albo jeszcze, jeszcze gorsze, ale później zawsze jest lepiej. Dni dobrych jest więcej niż złych :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz