Kiedy daje się nieczęsto ponieść emocjom, nienawidzę go. Kiedy myślę, że go nienawidzę, dochodzi do mnie, że to nie do końca prawda, bo ogólnie nie znam żadnych ludzi, których bym tak po prostu nienawidziła. Są osoby, do których mam jakąś awersję, niechęć lub inne tego rodzaju odczucia. Których wolałabym nie widzieć do końca życia. Ale nie jestem zdolna nienawidzić.
Z powodu Krzysia zwykle jest mi przykro, mogę wpaść w cichą lub zimną furię, mogę być wściekła, ale wiem, że nigdy go nie znienawidzę.
Teraz aktualnie czuję się z nim szczęśliwa. Będzie tak zapewne dopóki nie będę chciała zobaczyć się z kimkolwiek zostawiając mu dzieci, lub cokolwiek w ten deseń... Ale aktualnie jestem znów zakochana.
Niektórzy pewnie sądzą, że moje dni codzienne przy kimś takim to gehenna. Mylą się. Czasem jest gorzej, czasem lepiej. Wiadomo- cykliczność rządzi.
Doszłam do wniosku, dość optymistycznego skądinąd, że nasze problemy były gorszą wersją początkowych trudności małżeńskich, przyprawioną odpowiednio zbyt wczesnym pojawianiem się potomków, ogólnie młodym wiekiem stron, masą problemów czystko materialnych i sporym bagażem przykrych, powiedzmy "wytatuowanych"na prawie zawsze przeżyć okresu dziecięcego (także u nas obu, u niego w nieco bardziej skrajnych formach).
Teraz jest cudownie. Śmiejcie się jeśli chcecie, ale jestem dumna, że wytrzymaliśmy. Nie tyle się zmienił, co rozwinął cechy, które wcześniej były jedynie w powijakach. Jest bardziej komunikatywny, docenia moje starania w większym stopniu niż wcześniej i więcej myśli. Dużo przed nim, ale mam nadzieje, że będzie mniej gorszych okresów a więcej lepszych. Ja w końcu też święta nie jestem. Można powiedzieć, że prawdziwa ze mnie wiedźma :)
No i stanowczo poprawił się w łóżku :P A to dlatego, że pozbyłam się częściowo skrępowania, co dla niektórych może być szokiem, bo zapewne nie podejrzewali, że posiadam coś takiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz