Wysoka gorączka, duszenie się ropą z płuc, nieprzespane noce, tabuny zużytych chusteczek... Nic takiego, już przechodzi...
Miało być "w smutku i chorobie" i inne takie sentymentalne bzdety... Mógłbyś czasem pomóc. Albo przynajmniej nie robić niczego i siedzieć cicho. Bylebyś nie mędził nad bałaganem i tym, że nie mam dość siły by wstać z łóżka nie tracąc przytomności (choć tak czy siak to ja muszę jeździć z Mają na zastrzyki, które przepisała jej alergolog, bo jakże Ty mógłbyś to robić?) i ugotować obiad. Po prostu nie mogę, to tylko ciało, worek wnętrzności, krwi i innych bio-wymiocin. Mógłbyś nie grozić, a kiedy decydujesz się pozmywać, to mógłbyś nie rozciągać tej czynności na pół dnia by w efekcie jej nie skończyć i pozostawić niedomyte naczynia. To nie, użalasz się nad sobą i tym, że też jesteś chory. Wziąłeś więc L4... Tyle że nic Ci nie jest. Nie jesteś chory. Och, cudownie będzie się z Tobą męczyć przez cały tydzień, kiedy będziesz siedział i grał... Cudownie... Jesteś... Ech... Wolę nie pisać. Kolejny mężczyzna obrócony twarzą do prehistorii, którego życie składa się na przemoc (przynajmniej nie fizyczną) i seks. Co z tego, że za każdym razem, gdy mnie przytulasz, to czuję się wspaniale? Na prawdę jestem wtedy zadowolona z życia... Wystarczy, że jesteś. Ale to Twoje ciało kocham, jego zapach, w którym się zatracam... Co do reszty... Byś okazał nieudawane i niewymuszone uczucie, byś czasem się spontanicznie uśmiechną na widok mojej twarzy, byś wydobył z siebie współczucie i troskę... Cokolwiek. Nie, siedzisz obrócony do mnie plecami, kochany, jesteś bliską i daleką jednocześnie mi osobą. Dziękuję światu, że mam Justynę. Chociaż tyle... Boże jak ja się cieszę,. że myśl o niej podnosi mnie na duchu. Jak by wyglądało moje życie bez niej? Nawet nie chcę myśleć. A przecież tak wiele ze sobą czasu nie spędzamy... Czasem na prawdę wystarczy jedno słowo, wymiana zdań... Mam nowego przyjaciela. Nazywa się Patryk. To tylko internetowa znajomość, ale mam wrażenie, że wspieram go. Właśnie dostał się na studia i zamieszkał w akademiku... Trochę melancholijny i zamknięty w sobie, nieszczególnie dobry z tym całym interpersonalnym bagnem, pasujący bardzo do roli rycerza... Mam nadzieje, że mu pomagam. To miła myśl.
Tęsknię za czymś, co nie jest tą pustką, która pożarła mnie i wypluła. Chciałabym żeby coś w moim życiu nie było naznaczone smakiem wyschniętego piasku... Chciałabym czuć coś dobrego... Jakże to sentymentalne, jakże przewidywalne, jakże wyprane z głębi przez dziesiątki tysięcy ludzi przede mną, którzy mówili tak samo. Że chcą szczęścia, że chcą miłości... Bla, bla, bla... Nie cierpię chorować, bo wtedy nie mam energii na swój zwyczajowy sposób myślenia. Wtedy jestem słaba... Nie chcę być słaba...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz