poniedziałek, 29 marca 2010

Dzieci uczą się życia od nas

Dziecko krytykowane
uczy się potępiać.
Dziecko żyjące w nieprzyjaźni
uczy się agresji.

Dziecko wyśmiewane
uczy się nieśmiałości.
Dziecko zawstydzone
uczy się poczucia winy.
Dziecko żyjące w tolerancji
nabiera cierpliwości.
Dziecko zachęcane
uczy się wiary w siebie.
Dziecko rozumiane
uczy sie oceniać.
Dziecko traktowane uczciwie
uczy się sprawiedliwości.
Dziecko żyjące w bezpieczeństwie
uczy się ufać.
Dziecko przyjmowane takim jakim jest
uczy się akceptować.
Dziecko traktowane uczciwie
uczy się prawdy.
Dziecko otoczone przyjaźnią
uczy się szukać w świecie miłości.

Uch... bez opisu...

Mam za sobą okropny tydzień. Maja leżała w szpitalu, ja razem z nią. Adrian też na 2 ostatnie dni się dołączył. Jestem bardziej tym hospitalizowaniem wyczerpana niż dzieci. Padam na twarz. A teraz, mało co odpoczywając, znów muszę zająć się domem. Wolę nie mówić co się tu dzieje, skoro Krzysiek siedział tu tyle czasu sam. Uf...

poniedziałek, 15 marca 2010

Mędzę, sory to ta handra...

Maja tak ślicznie się śmieje... Adrianek śpi. Ja mam zamiar wziąć się do roboty i doprowadzić dom do porządku, mimo, że jestem chora. Głowa boli od kilku dni. Zima nie chce się skończyć ani na zewnątrz, ani w moim wnętrzu. Skąd u mnie tak długo utrzymująca się handra? Nigdy jeszcze tak długo się nie utrzymywała... Zmieniam się na gorszę, łatwiej się irytuję, tracę cierpliwość. Jeszcze nigdy nie czułam się jakaś taka pusta, nic nie warta.
Czy ja byłam nienormalna od zawsze? Czy to, co przeszłam spowodowało, jaka jestem? Poczucie wyalienownia towarzyszy mi odkąd pamiętam, dlaczego? Czy złamałam nieumyślnie jakieś niepisane prawo wszechświata, że czuję się taka koszmarnie żałosna? Może dosięgła mnie ręka nieistniejącego boga i mnie przeklęła? Pomyśleć by się mogło, że niewiadomo czego pragnę? Że za dużo? Nie sądzę... Nie będę wdawała się w szczegóły, bo to by brzmiało jak jakieś usprawiedliwianie się. A winna się nie czuję. No może troszkę, ale tak każdy ma.
Tak bardzo chciałabym usłyszeć, że jestem wartościowa, chciałabym dostrzec w jakiś oczach podziw... Nawet nie, wystarczyłyby słowa, że każdy, niezależnie od okoliczności, jest coś wart, nawet ja.

środa, 10 marca 2010

Żeby mi się tak chciało, jak mi sie nie chce... :P

,,Łeb jak sklep, tylko pułek brak" Moja mama

Ostatnie dni były jakby nie moje. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do bólu, że dni bez niego są dziwnie nierzeczywiste. A były to dobre dni. Dobre bo układa się nam z Krzysiem, jak jeszcze nigdy, nawet jak się pokłucimy, to zaraz się przepraszamy, i jest OK. Tylko, że to nie zmienia innych moich problemów, narastających we mnie od wielu lat.


Odkąd pamiętam mam problemy ze znalezieniem motywacji do jakichkolwiek działań, do życia po prostu. Staram sie o nich zapominać. Nie wiem kiedy się zaczęły. Myślałam, że jak już będę miała dzieci, to nie będę musiała się męczyć z wykrzesaniem energii do istnienia. Guzik prawda. Jestem trochę jak Krzysiek, zamykam się w swoim świecie; ksiązek fantasy i głupich marzeń.


Jak mam się pozbyć depresji? Jakiś czas temu Jes wykłucała się ze mną, że wcale jej nie mam. Tylko jak mam inaczej wytłumaczyć to, co się ze mną dzieje? Czemu jestem nienormalna? Eh... Chciałabym, żeby ten głupi świat fantastyki istniał na prawdę, może wtedy wszystko dookoła byłoby na tyle inspirujące, że pragnęłabym każdego nadchodzącego dnia.


Tyle tego we mnie...


Encyklopedię mogłabym napisać...


Zobaczycie, kiedyś wreszcie zwariuję. Czekam z wytęsknieniem. Gdybym nie miała poczucia chumoru i tak wiele autoironii, pewnie już bym przebywała w pokoju bez klamek.


Wieczorami, przed zamknięciem oczu, pojawia się czasem myśl, by obudzić się w innym świecie. Wzięłabym tam rodzinę, Jesse, kilku innych ludzi, i wkroczyłabym w nieznane.


Może to jest mój problem? Brakuje mi nowych rzeczy? Nowych doświadczeń? Tylko, czy dla mnie cokolwiek mogłoby być nowe? Świat jest tak przewidywalny, czy coś może mnie jeszcze w nim zadziwić?


Każdy pewnie czasem tak myśli, więc czemu zdaje mi się, że tylko ja tak to przeżywam?


Jestem nienormalna, nic dodać, nic ująć.

środa, 3 marca 2010

,,Spróbuj zapalić maleńką świeczkę, zamiast przeklinać ciemność" Konfucjusz


Uczę się codziennie kochać Cię od nowa. Uczę się cierpliwości do Ciebie. Uczę się żyć przy Tobie. Uczę się wieczorami Twojego ciała. Uczę się rozumieć Cię, choc masz dwie twarze. Uczę się tolerować tą gorszą- twarz leniwego sadysty, uzależnionego od gier komputerowych. Uczę się, że mój ukochany gdzieś tam jest, choć tak żadko go widuję. Nigdy o tym nie zapominaj-uczę się Ciebie na pamięć.

Pobudka...

,,Szczęście to sposób patrzenia na świat". Marcin Niewalda

Przez kilka dni byłam zawieszona między rozleniwieniem a apatią. Nic takiego, u mnie to naturalne zjawisko, występujące co jakiś czas. Gdyby ktoś mnie w odpowienim momencie zobaczył, stwierdziłby, że wyglądam jak zombie, a ja bym dopowiedziała, że używam też takiej samej ilości neuronów, co ono.
Ehm... przechodząc do rzeczy, chciałam opisać kolejną porcję denerwujących mnie u Krzyśka rzeczy. Zmęczyło mnie totalnie jego niedorzeczny i, co tu kryć, dziecinny brak zaufania wobec mnie. Popełniłam ten głupi błąd, że całowałam innego. Nie usprawiedliwiam się, stało się i tyle. Ale sądzę, że ze strony mojego męża to już przesada, że nie potrafi uwolnić się od przeszłości. Krzywdzi tym tylko i mnie, i siebie. Nużą mnie jego dogryzki o domniemanych kochankach czy innych pierdołach. Mógłby se odpuścić. Jakby nie było jestem z nim, mimo, że od dwóch lat mści się za tamten incydent.
Eh, widać jedynie, że on mnie nie zna. Każdy kto ma ze mną dłuższy czas do czynienia, wie jaka jestem bezpośrednia. Nigdy nie byłam dobra w tłamszeniu w sobie emocji. Pamiętam jak bardzo męczyłam się, kiedy przez dwa tygodnie ukrywałam tamten błąd przed Krzysiem.
Prawdę powiedziawszy, nie cierpiałabym tak bardzo przez jego oscentacyjny brak zaufania, gdyby nie pewne jego słowa. Wypowiedział je, gładząc mnie po policzku, po moim przyznaniu się do winy; ,,Nie martw się, na zawsze pozostaniesz moją Gwiazdką". I to jest to, chwyciłam się tych słów, jak tonący brzytwy, i głupio w nie uwierzyłam.
Eh z resztą jak mogłabym popełnić coś takiego po raz drugi, wiedząc, jakie męki by mnie czekały po fakcie? Same wyobrażenie sobie tego powoduje, że każda komórka mojego ciała wzdraga się, przed zrobieniem podobnego błędu.
Może zabrzmi to fałszywie, bo jakby nie było całowałam się z innym, ale wierność jest wpisana w moją naturę.