czwartek, 24 czerwca 2010

Uśmiech jest tak ulotny...

Siedzę sama. Dzieci cicho śpią. Swędzi mnie ugryzienie komara, a szum komputera wzmaga ból głowy. Dobry nastrój gdzieś się ulatnia. Myślę o przyjacielach, których nie mam. To znaczy, jest Jes, ale czasem się czuję jakby jej nie było, bo tak mało się widujemy. Nieważne. Może mam z braku laku jak 5-latka wyimaginować sobie jakiś przyjaciół. Oni byliby przynajmniej przy mnie wtedy gdybym ich potrzebowała.
Wiem czemu nie potrafię się na dłużej wziąć w garść. Potrzebuję odpoczynku. Od dzieci. Żeby choć przez jeden dzień móc znów poczuć się rozluźniona, bez obowiązków na głowie. Żeby móc poprzebywać z tobą, kochanie, sam na sam. Żebyśmy oboje mogli się koncentować wyłącznie na sobie. Dzwignęliśmy się z kryzysu. Oboje nie dawaliśmy rady sprostać obowiązkom, byliśmy za słabi. Teraz nie tyle sytuacja się zmieniła, co po prostu jesteśmy silniejsi, i potrafimy dotrzeć do siebie. Czuję, że nasze uczucie odżywa. To daje mi więcej sił. Nie mogę się doczekać kiedy wrócisz z pracy. Eh, serio, skarbie, gdybyśmy czasem mogli odpocząć od naszych maleństw...

Jak na próżną kobietę przystało, mam ogólnie dobry humor, bo dziś znajoma z ciuszka robi wyprzedarz ubrań. Załapałam się na dwie pary świetnych spodni, śliczną czarną a la gorsetową bluzkę i sweterek w kolorze przytłumionego różu. :). Mam przynajmniej większą motywację do schudnięcia :P. Szkoda, że nie mam z kim tak po prostu poplotkować, pogderać, czy pogadać o głupotach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz