Marność nad marnościami i wszystko marność
Jesteśmy,
ale jakby nas nie było.
Czujemy puls wszechrzeczy,
I Krzyczymy! Złorzeczymy!
Łamiemy wszystko, chcąc zmian
Okrutnych praw głuchego kosmosu.
Spadamy w dół, w modlitwie, przestrzeń prąc,
Po co!? Nie zmienimy kruchości losu.
Nad marnościami się niby-wykwintnie stawiamy,
Będąc szumowinami, ślepymi łachudrami.
Wiecznie bóstwa pozornie pokornie namawiamy
By nad świata stać graniami,
Być Bogami!
A potem... opadamy jak puch,
Który domu nigdzie nie miał,
W pyle ech i ciał ginie po nas słuch.
Przebrzmiał rechot losu, jak on śmiał?
Z prochu tego dobiega szloch,
Wieczorami, wiekami...
Brzask przebija ciemny loch...
Cóż to? Patrzcie tylko!
Z grobów tysięcy wykwita...
Piękna Biała Niezapominajka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz