środa, 4 maja 2011

Dziwi mnie mój spokój. Jesse ma mnie dość, mąż chce mnie zostawić, dzieci chorują, z przyjacielem z daleka nie pisałam już z miesiąc, i tak dalej, i tak dalej. W sumie nie ważne. A ja zamknęłam się w sobie. Ja! Wierzycie? Chodzę nieco zamyślona, i myślę pesymistycznie o przyszłości, choć kiedyś byłam skrajną optymistką. Na razie wystarczają mi książki, anime i muzyka, ale dobija mnie, że jak się nudzę, nie mogę zadzwonić do znajomego i umówić się na kawę, żeby pogadać o pierdołach, bo nie mam znajomych. Ciekawe czy Jessie czasem tęskni  za mną? Zmieniłam się na gorsze i lepsze jednocześnie. Relatywizm kwitnie. Pewnie ona nie odczuje mocno mojego braku, ma znajomych na studiach, chłopaka, brata, i tak dalej. Sama nie wiem po co wałkuję ten temat. Może dlatego, że nie mam alternatyw. Choć zapewne jakieś by się wymyśliło. Pójdę do jakiejś podrzędnej pracy, zamiatać ulice, lub coś w tym stylu. Hura! Nienawidzę siebie, że się nie dostosowałam do normalnej kolei rzeczy; szkoła, studia, dobra praca, potem dzieci i małżeństwo. Ale ułożyło się jak się ułożyło... Nawet aż tak mnie to nie boli. Po prostu brak mi toważystwa. Kogokolwiek, kto zechciałby uszczknąć dla mnie trochę czasu. Mój domek z kart dawno się rozpadł, ale chyba nie zaszkodzi, jak spróbuję wybudować choć chatynkę. A nóż może jeszcze do czekoś się nadaję, nawet jeśli jestem życiową ciamajdą. Jestem chyba po prostu zrezygnowana., i tyle. Chyba czas na wizytę u psychologa, wiecie, choć dlatego, że poznałabym kogoś nowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz