Nęka mnie nieprzyjemna myśl, która działa na ogólnie zły nastrój przeciwnie do balsamu. Czy on blokuje moje umiejętności w pisaniu?
Po co pytam, jak wiem, że tak. Żyję w cholernym stresie. Sprzątam i gotuje ze strachem, czy jak przyjdzie znów będzie marudził, że za mało pracuję, że na nim pasożytuję. Nigdy mu nie wystarcza. Nigdy nie robię dość dużo. Brzuch mnie boli odkąd wstaję na myśl, że znów będzie się krzywił i mścił w każdy możliwy sposób. Na przykład starając się wykorzystać cały transfer z netu, żebym tylko ja nie mogła do niego siadać.
Teraz się mści na zapas, bo w sobotę jadę do Jes. Pół dnia wypytuje kiedy pojadę i kiedy wrócę, i niech nie myślę, że będę mogła wziąć ze sobą komórkę. Myślałby kto, że jadę nie wiadomo co robić, a ja przecież jadę tylko do bliskiej mi osoby.
Odejdę. Dojrzewa to we mnie powoli, ale nieubłaganie.
Szczerze, boję się szukania pracy, pracowania, samotnego macierzyństwa, nienawiści Krzyśka, zamartwiania się o pieniądze, przedszkola i tak dalej. Obecnie najbardziej czekam, kiedy przestanę bać się nowości bardziej niż pozostania z nim. O ile w ogóle tak będzie. Bardzo długo pielęgnowano we mnie poczucie niemocy rozpleniające się na każdy aspekt mojego życia. Nie wiem czy miałabym w sobie chęć by przetrwać. Chciałabym żeby wreszcie spotkało mnie coś miłego, co nie byłoby krótko-mikro-terminowym objadaniem się słodyczami. Kiedy czegoś chcę to mogę przenieść góry, ale zwykle jestem pogrążona w przygnębieniu i apatii. Tak się do tych uczuć przyzwyczaiłam, że nie wiem, czy kiedykolwiek się z tego wyleczę. Czasem nawet oddychać mi się nie chce. Czasem płaczę, ale nie chce mi się produkować łez. Wtedy topię się w tym smolistym bajorze negatywnych uczuć. A kiedy już się utopię nie czuję nic, i jest w tym ulga oparta nie na uczuciu, ale na pamięci o uczuciu. Wtedy łatwo idzie mi sprzątanie, jest uspokajające. Za to ani trochę nie idzie mi tworzenie. To nawet logiczne- brak koloru to biel, a z bieli ciężko wydobyć tęczę. Z czegoś martwego nie może urodzić się życie. To normalne, logiczne, racjonalne. Tak już po prostu jest. Wytłumaczyłam to sobie. Jasno i klarownie. Postawiłam przed swoją twarzą maskę-lustro, odbijające prawdę. A odbiciem prawdy jest kłamstwo. Jakże nisko się stoczyłam, ja, która zawsze była szczera aż do granic? O ile niżej jeszcze mogę się stoczyć?
Skoro nie daje Ci telefonu, to możesz też przekazać swojemu mężowi, żeby nie dzwonił na mój, bo nie mam ochoty z nim rozmawiać, a nawet słyszeć sapanie przez telefon.
OdpowiedzUsuń,,brak koloru to biel, a z bieli ciężko wydobyć tęczę.''
Ciężko?! Chyba najprościej, trzeba tylko posiadać pryzmat.
Ps. Usuń z łaski swojej weryfikację obrazkową.
OdpowiedzUsuńjaką weryfikację obrazkową? A jeśli czasem dzwoni do ciebie mój numer i słychać sapanie (o_O) to zapewne moje dzieci.
Usuń