sobota, 9 stycznia 2010

Krzysiek... kiedyś byłeś dla mnie wszystkim...


Chce mieć wreszcie prawdziwą rodzinę, poświęciłam dużo by ją zdobyć; choćby to, że nie mogę żyć jak każda nastolatka. Wychowuję dwójkę dzieci, wszystko byłoby ok, marzenie stałoby się prawdą, gdyby nie to, że nie mam kochającego męża. Krzysiek nie jest gotowy na miłość. Bo to nie miłość, gdy rani się tą drugą połowę. Mam wyobrażenie, wiem, jak powinna wyglądać miłość. Krzysiek powinien woleć cierpieć za mnie; nie tylko nie robi tego, ale sam sprawia mi ogromny ból, z pełną premedytacją. Chcę poczuć, że ktoś się o mnie troszczy, że jestem dla kogoś wyjątkowa. Straciłam złudzenia, że on się zmieni; wiem, że to niemożliwe. Straciłam tak dużo, a daje z siebie i tak wszystko; dla dzieci, dla Krzyśka mimo wszystko też, bo w końcu zarabia na nas. Więc czemu nikt mnie nie docenia (mówiąc nikt mam oczywiście na myśli Krzyśka). Nie czuję się chciana, potrzebna. Teraz nie wiem już jak się z tego bagna wyplątać. Gdzie znajdę kogoś, kto będzie mnie szanował? Ja zawsze chciałam być jedynie bezinteresownie kochana...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz