poniedziałek, 11 stycznia 2010

My best friend Jesse...


Dziś chyba pierwszy raz płakałam przez Jesse. Nie bezpośrednio, ale jednak. I to przez, powiedzmy, głupstwo. Zauważyłam tylko na jej blogu, że nie wpisała mnie do pokrewnych duszyczek. Niby to nic, ale zabolało. Taka mała kropla, która przepełniła czarę... Bo zaczęłam jeszcze bardziej żałować... Jesse to moja najlepsza i jedyna przyjaciółka, dla mnie jak siostra. Za kogo ja się uważam? Z własnej głupoty straciłam z nią kontakt... A teraz zazdroszczę wszystkim tym, którzy mogą uczestniczyć w jej życiu, rozmawiać, jeździć na koncerty itd. Kimże ja jestem?! Głupią smarkulą, która wpakowała się w toksyczny związek i wgoniła się w pieluchy... Jesse miałaś rację, jestem jak inne młode dziewczyny, ale jak pisałam wcześniej życie, które chciałabym prowadzić, jest dla mnie już nieosiągalne w wieku 20 lat. Czemu nie mogę być tak mądra i rozsądna jak ty? To, że wychowuję dwoje dzieci bynajmniej nie powoduję, że staję się od razu bardziej wartościowa, czy wyjątkowa. Lecz dziękuję ci Jesse, bo dzięki tobie moje życie jest bardziej znośne. Teraz już wiem, że nie wpisałaś mnie tam nie dlatego, że nie uważasz mnie za psiapsółę... przewrażliwienie, przepraszam. Choć nie zmienia to faktu, że jesteś mądrzejsza... :p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz