Zobserwowałam z przerarzeniem w swoim charakterze kolejną zmianę na gorsze; pojawiło sie bowiem zgorzknienie. Jestem tym wstrząśnięta, ciężko mi to zaakceptować, bo nigdy nie potrafiłam tolerować takiego nastawienia u innych. Jakby nie było powinnam się tego spodziewać. Cecha ta zsyła na mnie tylko nieprzyjemne rozmyślania, że gdybym się nie upominała innych o uwagę, to nikt pierwszy by się nie odezwał, nikt by nie tęsknił, nie pamiętał. I nie wiem jak mam przestać myśleć o bezsensowności własnego istnienia, skoro na każdym kroku dostaję psztyczka w nos podpisanego ,,nic nie znaczysz, jesteś nieważna". Chyba już bardziej żałosna i zadufana w sobie być nie mogę. Może dlatego z taką zaciekłością postanowiłam napisać książkę? Chciałabym zostawić innym jakiś dowód swojej niezwykłości? Przez to wszystko czuję się już zupełanie jak 40-latka; wyniszczone, pozbawione piękna ciało, bagarz nieprzyjemnych doświadczeń, i do tego to całe rozgoryczenie. Na szczęście zawsze byłam dobra w zapominaniu...
Ale chyba niepotrzbnie tak zrzędzę, nie jest przecież aż tak źle, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz