środa, 3 lutego 2010

Gdzie jest początek tego końca, którym kończy się początek?


Coś jest nie tak. Nie z Krzysiem; z nim nie było tak dobrze jak teraz od 2 lat. Dąrzę do porządku. Chce żeby równowaga panowała we mnie i obok mnie. Eh... którz by pomyślał, że bałagan w domu może zawazyć na wewnętrznym poczuciu bezpieczeństwa. Gdyby było idealnie czysto niczego nie musiałabym się wstydzić; ani tego, że mam dwoje dzieci, ani, że nie napisałam matury. Nie do końca potrafię wytłumaczyć, dlaczego tak jest. Może wtedy byłabym zdolna postawić się komuś, kto by skrytykował moje dotychczasowe postępowanie? Zawsze bym mogła stwierdzić, że przecież widać, jak dobrze sobie radzę. Dzieci nie chodzą brudne, głodne, czy smutne, a w domu jest czysto. Eh i właśnie ten porządek, który ma panować, wszystko burzy. Nie cierpię robić czegoś tak mało kreatywnego. Dotego jak już panuje ład, ja całkiem opadam z sił, nie potrafię wykrzesać energii potrzebnej do spełnienia swoich marzeń. A kiedy zachowuję ją nie sprzątając, bałagan tak mnie męczy, że i tak nie byłabym w stanie wcielić w życie swych imaginacji :P Jakież to miazmaty... :P

...

Jesse dasz radę! Wierzę w Ciebie! :) I stęskniłam się :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz